***
Kasia postanawia wynieści sie z Grabiny gdyż nie może już dłużej siedziec w domu Państwa Mostowiaków po tym co zrobiła. Wie że w tej malutkiej wsi zaraz będzie głośno i wszyscy się dowiedzą o tym co zrobiła. Podczas pakowania znajduję buty slubne. Otwiera pudłeko z nimi jednakpo chwili rezygnuje. Chowa je schodzą na doł dostrzega domowników. Spogloda na nich po raz ostatni. Wiedząc że oni wiedzą co już zrobiła. I to nie przez Marka tylko ją sama.
-dzień dobry * mówi słabym głosikiem do Pani i Pana Mostowiaków.
-Ooo. a dokąd się wybierasz? * pyta Lucek przerywając swoją czynności. Obierania ziemniaków. * Tak Ci spieszno do Roberta?
-nie wyjeżdzam. Chciałam Państwu bardzo podziękowac za wszystko.* Spoglodali na mnie zastanawiając sie co ja wykombinowałam, problem polegał na tym że zrobiłam coś czego sie wstydziłam i nie chciałam za bardzo przyznawac sie do tego. * Za to że mogłam sie tutaj czuc jak w prawdziwym domu, dziękuję bardzo.
-Co ty mówisz Kasiu... * powiedziała roześmiana Pani Barbara. * Dokąd wyjezdzasz co sie stało.?, A Robert wie?.Nie to są jakieś żarty. * Basia zaśmiała sie po czym poszła do stołu. Spojrzała jeszcze raz na Kasie. Zrzedła jej mina widząc mine dzięwczyny. Wyglodała jakby miała zaraz zacząc płakac. *Dlaczego wyjeżdżasz co sie stało.?
-Przepraszam ale nie mogę powiedziec...* spoglodałam ślepo na ściane wiedząc że ona dobrze wie co ja tak naprawde zrobiłam. Poczułam że Pan Lucjan spogloda na mnie zastanawiając sie nad wszystkim możliwymi skutkami tego co mogłam zrobic.
-Rozumiem... * powiedziała trzymając w ręce jabko i zastanawiając sie * A Robert?, a ślub?
-Ślubu nie bedzie * powiedziałam pewnym już nie zagubionym głosikiem. Ktoś zapukał do drzwi a ja sie przeległam, nie spodziewałam się niczyjej wizyty. Do domu Państwa Mostowiaków wszedł wuj Roberta.
-Dzień dobry...
-Czesc * odpowiedział Pan Lucjan spoglodajac to na mnie to na niego.
-Dzień dobry Staszku * powiedziała Pani Basia a on już brnął wzrokiem na mnie.
-Kasiu może ty wyjaśnisz co sie stało..?
-A... co sie stało? * zapytał starzec siedzący staruszek.
-Robert poprosił mnie o urlop * orzyłam znów słyszałam imie byłego narzeczonego. * chce sobie załatwic przeniesienie na inny komisariat. Jak najdalej z tąd.
-Wiedziałam że tak będzie * przewróciłam oczami. Nie tylko ja chce wiac z tąd jak najdalej. On również upokorzony tym co zrobiłam nie chciał miec nic wspólnego nawet z tą miejscowościa. Zabrałam swój bagaż przytuliłam Panią Basię na pożegnanie oraz ucałowałam Pana Lucjana i po prostu wyszłam z domu. Z nie mojego domu, chociaż czułam jakby to był właśnie mój dom. Mój rodzinny jedyny dom. Stałam właśnie na przystanku czekając na autobus do innego świata do świata w którym i ja powinnam zacząc od zera. Z daleka jednak rozpoznałam samochód Marka byłam wkurzona tym. Już przysłali po mnie wdzial śledczy Marek Mostowiak. Zatrzymał sie a ja zmierzałam w jego kierunku. Wychodząc z samochodu spojrzał na mnie z miną która znałam za dobrze ,,a niemówiłem że tak będzie'' jednak ja nie chciałam tego słuchac.
-I co ty najlepszego wyprawiasz! * odpowiedział chłodno ale nie co z wyższą dyscypliną. * Kasia daj spokój nie wariuj. * Przybliżył sie do mnie od tyłu i jakby szepnał do ucha * chodz jedziemy do domu. Jednak w tantej chwili zrozumiałam że ja nie mam domu.
-To nie jest mój dom Marek.
-Co ty wogule wygadujesz! * szarpnełam sie z jego ucisku po czym sie odwróciłam w jego stornę.
-Zawieści mnie do Warszawy prosze.. * powiedziałam już w szczerej rozpatrzy. * Proszę Marek. * przytuliłam sie do niego ale on przyjał mnie do swoich ramion. Wtedy zdecydował sie spełnic moją prozibę. Nie rozmawialiśmy ale jednak wiedziałam że ma milion pytań do mnie odnosinie tego co teraz zamierzam. po poł godziny sie odezwał.
-Powiesz mi jakie masz plany?>. Zawiozę Cię do Warszawy i co?, będziesz nocowac na dworcu czy pod mostem?. * spojrzałem na nią jednak ona nie zmieniła ani wyrazu twarzy ani pozycji ciała od kąd ruszyliśmy z Grabiny. * Kasia a może wrócimy do domu usiądziemy spokojnie porozmawiamy.. zastanowimy się....?
-Nie ma nad czym sie zastanawiac.. Nie mogę byc dalej w Grabinie, nie moge... korzystac z waszej uprzejmości. Po prostu nie mogę. Słuchaj ja chce zacząc wszystko od nowa. Mam trochę oszczedności, poszukam sobie jakieś pracy a w międzyczasie przenocuje u koleżanki, póki co i jakoś dam sobie radę.
-Koleżanki..? * zapytałem wiedząc że chodzi o tego kolesia w którym sie zakochała. * Daj spokój nie musisz mnie oszukiwac jedziesz do tego faceta?. * spojrzała na mnie jednak nic nie powiedziała.
-Co ty mówisz Kasiu... * powiedziała roześmiana Pani Barbara. * Dokąd wyjezdzasz co sie stało.?, A Robert wie?.Nie to są jakieś żarty. * Basia zaśmiała sie po czym poszła do stołu. Spojrzała jeszcze raz na Kasie. Zrzedła jej mina widząc mine dzięwczyny. Wyglodała jakby miała zaraz zacząc płakac. *Dlaczego wyjeżdżasz co sie stało.?
-Przepraszam ale nie mogę powiedziec...* spoglodałam ślepo na ściane wiedząc że ona dobrze wie co ja tak naprawde zrobiłam. Poczułam że Pan Lucjan spogloda na mnie zastanawiając sie nad wszystkim możliwymi skutkami tego co mogłam zrobic.
-Rozumiem... * powiedziała trzymając w ręce jabko i zastanawiając sie * A Robert?, a ślub?
-Ślubu nie bedzie * powiedziałam pewnym już nie zagubionym głosikiem. Ktoś zapukał do drzwi a ja sie przeległam, nie spodziewałam się niczyjej wizyty. Do domu Państwa Mostowiaków wszedł wuj Roberta.
-Dzień dobry...
-Czesc * odpowiedział Pan Lucjan spoglodajac to na mnie to na niego.
-Dzień dobry Staszku * powiedziała Pani Basia a on już brnął wzrokiem na mnie.
-Kasiu może ty wyjaśnisz co sie stało..?
-A... co sie stało? * zapytał starzec siedzący staruszek.
-Robert poprosił mnie o urlop * orzyłam znów słyszałam imie byłego narzeczonego. * chce sobie załatwic przeniesienie na inny komisariat. Jak najdalej z tąd.
-Wiedziałam że tak będzie * przewróciłam oczami. Nie tylko ja chce wiac z tąd jak najdalej. On również upokorzony tym co zrobiłam nie chciał miec nic wspólnego nawet z tą miejscowościa. Zabrałam swój bagaż przytuliłam Panią Basię na pożegnanie oraz ucałowałam Pana Lucjana i po prostu wyszłam z domu. Z nie mojego domu, chociaż czułam jakby to był właśnie mój dom. Mój rodzinny jedyny dom. Stałam właśnie na przystanku czekając na autobus do innego świata do świata w którym i ja powinnam zacząc od zera. Z daleka jednak rozpoznałam samochód Marka byłam wkurzona tym. Już przysłali po mnie wdzial śledczy Marek Mostowiak. Zatrzymał sie a ja zmierzałam w jego kierunku. Wychodząc z samochodu spojrzał na mnie z miną która znałam za dobrze ,,a niemówiłem że tak będzie'' jednak ja nie chciałam tego słuchac.
-I co ty najlepszego wyprawiasz! * odpowiedział chłodno ale nie co z wyższą dyscypliną. * Kasia daj spokój nie wariuj. * Przybliżył sie do mnie od tyłu i jakby szepnał do ucha * chodz jedziemy do domu. Jednak w tantej chwili zrozumiałam że ja nie mam domu.
-To nie jest mój dom Marek.
-Co ty wogule wygadujesz! * szarpnełam sie z jego ucisku po czym sie odwróciłam w jego stornę.
-Zawieści mnie do Warszawy prosze.. * powiedziałam już w szczerej rozpatrzy. * Proszę Marek. * przytuliłam sie do niego ale on przyjał mnie do swoich ramion. Wtedy zdecydował sie spełnic moją prozibę. Nie rozmawialiśmy ale jednak wiedziałam że ma milion pytań do mnie odnosinie tego co teraz zamierzam. po poł godziny sie odezwał.
-Powiesz mi jakie masz plany?>. Zawiozę Cię do Warszawy i co?, będziesz nocowac na dworcu czy pod mostem?. * spojrzałem na nią jednak ona nie zmieniła ani wyrazu twarzy ani pozycji ciała od kąd ruszyliśmy z Grabiny. * Kasia a może wrócimy do domu usiądziemy spokojnie porozmawiamy.. zastanowimy się....?
-Nie ma nad czym sie zastanawiac.. Nie mogę byc dalej w Grabinie, nie moge... korzystac z waszej uprzejmości. Po prostu nie mogę. Słuchaj ja chce zacząc wszystko od nowa. Mam trochę oszczedności, poszukam sobie jakieś pracy a w międzyczasie przenocuje u koleżanki, póki co i jakoś dam sobie radę.
-Koleżanki..? * zapytałem wiedząc że chodzi o tego kolesia w którym sie zakochała. * Daj spokój nie musisz mnie oszukiwac jedziesz do tego faceta?. * spojrzała na mnie jednak nic nie powiedziała.
*********
No i rozpoczał sie maraton o to co bede robic w życiu. Wiedziałam że dzienikarstwo mam we krwi dlatego starałam sie by moje opowiadanie przeczytała jedna z najlepszych bab pisarek w kobiecym czasopisimie. Byłam tutaj ostatnio i niestety jej nie zastałam wiec spróbowałam jeszcze raz.
-Czesc, jest naczelona?... dzień dobry * powiedziałam uprzejmie a ona i tak mi nie odpowiedziała.
-no, co to za pilna sprawa?, wychodze właśnie na filetys masz szczęście że mnie zastałaś.
-Bardzo dziękuję, ja wiem że yy... W niedziele spływają testy i je Pani redaktor czyta
-Tak, zgadza się * powiedzial malując sobie usta nie pasującą kompletnie do jej charakteru. * obowiązki przedewszystkim.
-Tak * wyciagłam z kieszonki torby penrive po czym chciałam go jej dac * to jest...
-Slucham..
-To jest moje najlepsze opowiadanie to jest o dziewczynie która tuż przed slubem orietuje się że kocha innego meżczyzne.
-Nie interesują mnie opowiadania. No i coraz rzadziej je zamieszczamy.
-wiem wiem!. Ale to jest najlepsza rzecz jaką kolwiek napisałam. Bardzo proszę żeby Pani ją przeczytała. * szmija * bardzo proszę, jestem w trudnej sytuacji potrzebuje pracy i pieniedzy. * Spojrzała na mnie, jednak omineła mnie słyszałam stukot obcasa kiedy odwróciła do mnie twarz otworzyła dłoń i poddałam jej pena dumna z siebie że udało mi sie ją przekonac do czegoś takiego. * dziękuje * powiedzialam kiedy była już przy dzwiach wyjściowych. Po tym smutnym spotkaniu z naczeloną usiadłam przed budynkiem na ławce z długopisem i gazetą o prace i dzwoniłam do znajomej. * mhy... spokojnie dam
sobie radę. * zaśmiałam sie nie mal płacząc * no. Fajnie, fajnie. czesc * powiedziałam nie co zasmucona, a chłopak przechodzący obok mni spojrzał sie na mnie czy to nie czasem do niego nie mówie. Właśnie straciłam możliwości do nocowania u koleżanki. Nie pytajcie o powód. Co ja teraz zrobię? Chłopak usiadł sobie na ławce o bok mnie a ja spoglodając na gazete starałam sie nie rozkleic.
-Taka ładna dziewwczyna a nie ma pracy? * powiedział przechylony w moją stornę. * niewierze. * wkurzył mnie, a co ma za znaczenie to że uważano mnie za ładną i to że nie mam pracy?. Co jest tego zdania że za ładną buzie ma sie wszystko? Spojrzałam tylko na niego a on od razu wstał i sobie poszedł. Przeraził się mnie tak to normalne. Wykonałam kolejny tel tym razem do nowego pracodawcy umówiliśmy sie w kawiarni wiec poleciałam z torbą do niej. Idąc i zajmując miejsce zobaczyłam kelnerke.
-Dzień dobry..* nie usłyszała mnie * Dzien dobry.
-Dzień dobry
-po proszę kawe * powiedziałam do niej
-Z mlekiem?
-Tak
-prosze usiaści * powiedziala wskazując na stolik usiadłam i czekałam na nowego pracodawce. Prawie wypiłam calutką kawe a on sie nie zjawiał czy w jego pracy wszyscy sie spóźniaja? .Usiadłam leniwie rozłozona na krzesełku zastanawiając sie czy ta praca też nie wypali, co ja zrobie jeśli nie znajdę tutaj pracy?
-Dzień dobry, Pani dzwoniła w sprawie pracy?
-Tak, tak dzień dobry
-Bardzo mi miło * podał dłoń
-prosze bardzo * odpowiedzial mijając mnie i siadajac po drugiej stornie. Łysy facet z okularami przeciwsłonecznymi na twarzy i w białych ciuchach nie ma co wyluzowany szef.
-Chodzi o prace w infolini tak? * zaczeła z grubej rury.
-Tak jakby * coś mi tu nie gra.
-to znaczy?
-Pani da sobie świetnie rade z takim głosem.
-Dziękuję bardzo * uśmiechnełam sie zaklopotana * A jakby Pan wytłumaczył dokładniej na czym polega praca?
-E... Prosze Pani pracujemy w systemie zmianowym 24h na dobre, po 6... 9 godzin. To jest takie coś jak biuro klijenta. A Pani da sobie świetnie rade * puscił do mnie oczko. Puścił do mnie oczko. to mnie obudziło.
-A jaka to branża?
-E,... Rozmawia Pani przez tel i chodzi o to by przytrzymac klijenta jak najdłużej na lini. Rozmawia Pani z Facetami o seksie. A Pani da sobie świetnie rade * spoglodałam na niego jak na kretyna o seksie rozmawiac o seksie przez tel!
-To ja dziękuje bardzo * powiedziałam mile i wyniosło. Po czym dzwignełam sie z miejsca, ostatni raz spojrzałam na faceta i zrezygnowana * Dziękuję, do widzenia * powiedziałam ruszajac przed siebie.
-Do widzenia * powiedział nie co załamany. Cały czas jednak nie poddaje sie dzwoni.
-Dzień dobry tutaj Kasia Mularczyk, przeczytała Pani może?, ...............* no to cudownie * Ale wie Pani co ja mogę to przepisac od nowa* powiedziałam juz chisterycznie. * bo bo... mogę to poprawic bądz napisac coś kompletnie innego. Na inny temat. Ja po prostu bardzo potrzebuje pracy. Mogę nawet sprzatac, ........... * hmy.... * Ale halo... halo * zobaczyłam że na monitorze tel redaktorka sie rozłacz cudownie. Jak ja mam sobie poradzic?, nawet pracy nie potrafie znaleźci. A mieszkanie? . Wkurzyłam sie ciemniło sie a ja nie miałam gdzie iśc. Poszłam tam do mojego nie doszłego kochanka z którym nie miałam i nie powinnam miec coś wspólnego. Pusciłam torbe i zadzowniłam do domofonu, wiedziałam które to jego mieszkanie. Odważyłam sie i zadzwoniłam.
-Czesc, jest Marcin?
-nie a co? * odpowiedział jakiś chłopak.
-Mam pilna sprawe do niego
-Jezu... od rana jakieś sprawy najpierw wujek go szukał teraz ty?
-Słuchaj ja naprawde muszę sie z nim zobaczyc...
-Kasika? * odpowiedzial ciepły męski głos. Odwróciłam sie i go zobaczyłam.
-Czesc... * powiedział uśmiechajac sie a nie powinnam
-Czesc, a co ty tutaj robisz?
-Słuchaj mam... mam problem może mógbyś mi pomoc.
-Ja?, a w czym? * zapytał śmiesznym tonem głosu śmiał się.
-nie mam do kąd pójści. To jest tylko jedna noc przenocował byś mnie?. Rano spadam nie ma mnie juz. * spoglodałam na niego moje jedyna szansa, jesli sie nie zgodzi lece na dworzec przykryc sie kartonem i próbowac zasnac. Albo pod most jak to powiedział Marek. Maricn weschnał a potem spojrzał w bok. Otworzył mi drzwi i zaprosił do środka.
-
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz